Czy polski użytkownik mobilny w ogóle się liczy dla zagranicznych deweloperów?

Anna Godek-Biniasz

16-11-2012
Czy polski użytkownik mobilny w ogóle się liczy dla zagranicznych deweloperów?

Rynek mobilny to rynek globalny. Większość polskich deweloperów aplikacji mobilnych wchodząc do biznesu poważnie myśli nie tyle o sukcesie na rodzimym rynku, ale marzy o sukcesie światowym. Stąd poszukiwanie globalnych wydawców, którzy pomogą aplikacji – w szczególności tyczy się to gier – przebić się na rynkach Europy Zachodniej, Rosji, Stanów Zjednoczonych, krajów azjatyckich i wszystkich kolejnych. Aż do osiągnięcia światowego sukcesu.

Jeśli deweloper myśli szeroko, to bez wątpienia postawi na anglojęzyczną wersję językową swojego produktu. Być może przy okazji powstanie też wersja polska, ale będzie to raczej podyktowane względami prestiżowymi niż ekonomicznymi. Dlaczego rodzimi deweloperzy „lekceważą” swoich rodaków? Wcale ich nie lekceważą! Po prostu doskonale wiedzą, bo często przekonali się na swoim własnym przykładzie, że Polska jest stosunkowo małym rynkiem, aby opłacał się model bezpłatnej apki z reklamami oraz że … nie bardzo lubimy płacić za aplikacje (więcej na ten temat w tekście Magdy Górak). Innymi słowy sytuację sparafrazować możemy dydaktycznym wywodem: „jeśli jesteś polskim deweloperem, nie piszesz apek na zamówienie, a interesują cię wyłącznie własne produkcje – umrzesz z głodu!”. Wiele osób wierzy – i w tym gronie jestem również ja – że kiedyś to się zmieni. Chwilowo jest na to za wcześnie.

A co jeśli deweloper ma tyle „szczęścia”, że urodził się w Stanach Zjednoczonych, jego naturalnym rynkiem są Stany, a językiem – angielski? Niby ma łatwiej, ale czy na pewno? Konkurencja jest ogromna, chrapka na międzynarodowy sukces nie mniejsza, a dylematy związane z tym jak się promować identyczne jak u deweloperów z innych krajów.

Okazuje się, że Amerykanie także potrafią myśleć globalnie i że na tym globalnym rynku zauważają też Polaków! Dość zaskakujące, prawda? Cloudburst Games postawiło na międzynarodową ekspansję. Swoje gry zaczęli wypuszczać w językach, których rynki uznali za najbardziej obiecujące. “Talking Duke Dog 2” – darmowa gra z mówiącym zwierzakiem wypuszczona w sierpniu tego roku – została przygotowana w następujących wersjach językowych: angielskiej, arabskiej, chińskiej duńskiej, holenderskiej, francuskiej, niemieckiej, włoskiej, polskiej, portugalskiej, rosyjskiej, hiszpańskiej, szwedzkiej i tureckiej. Nieźle, co? Powiem więcej: deweloper przygotował nawet dedykowane strony we wszystkich językach – w tym w języku polskim – informujące o swoich produktach! Co prawda przetłumaczone tytuły („Talking Duke Dog” to po polsku „Szczeniaczek Książę”) brzmią nieco egzotycznie, ale trudno nie docenić tych starań. Czy jednak ukłon w stronę polskich użytkowników mobilnych docenili oni sami?

Według danych Xyologic użytkownicy iOS pobrali aplikację “Talking Duke Dog 2” w sumie około 140 tys. razy, w tym w Polsce gra została jak dotąd pobrana mniej niż 1000 razy! Prym pobrań wśród wszystkich krajów wiodą Rosja, Chiny i Włochy.

Użytkownicy Androida pobrali Szczeniaczka blisko 52 tys. razy, z czego dla Polski przypada … poniżej 100 pobrań! Na pierwszym miejscu ponownie Rosja.

Okazuje się więc, że polska wersja językowa nie przysporzyła wielu fanów grze, która w innych krajach oceniana była dość wysoko i nadal cieszy się sporą popularnością. Kiedy w sierpniu br. rozmawiałam z Ronem Packardem Jr. – założycielem i CEO Cloudburts Games – pytałam go o jego nadzieje związane z polskim rynkiem, powiedział mi, że Polska jest dla niego tyle rynkiem eksperymentalnym, co i obiecującym. – Wierzę, że strategia, którą obraliśmy w pewnym momencie przyniesie spodziewane korzyści – powtarzał wielokrotnie Ron. Teraz – kilka miesięcy po polskiej premierze – wydaje się, że deweloper musiał się nieco nami zawieźć. Boję się jednak pytać Rona o dalsze plany co do polskiego rynku, bo chyba nie chce usłyszeć, że na razie odkłada Polskę na plan dalszy. A mogło być tak miło!

Rynek mobilny to rynek z jednej strony globalny, z drugiej – bardzo zróżnicowany językowo, kulturowo. Różny pod względem przyzwyczajeń i sympatii użytkowników. To miło, jeśli ktoś poza samymi Polakami liczy się z polskimi użytkownikami mobilnymi. Osobiście doceniam wszelkie próby deweloperów spoza Polski zbliżenia się do polskich użytkowników – chociażby językowo. Jednak już zupełnie inną kwestią pozostaje to, czy potrzebujemy tego indywidualnego podejścia. No właśnie, potrzebujemy czy jesteśmy już wystarczająco globalni?

Komentarze:

Comments

comments