Imigrant z komórką – jakie rozwiązania mobilne używane są w krajach rozwijających się – i jak tam dotrzeć?

Paweł Chełchowski

26-10-2018
Imigrant z komórką – jakie rozwiązania mobilne używane są w krajach rozwijających się – i jak tam dotrzeć?

Obraz „imigranta ze smartfonem” niechętne im media traktują jako wizerunek negatywny. Jednak rynek mobilny jest dla krajów rozwijających się lokomotywą wzrostu gospodarczego, korzystają na tym zarówno wielcy gracze, jak i startupy. Jak wygląda ten rynek?

W skali całego globu wykorzystywanie komputerów stacjonarnych i urządzeń mobilnych do dostępu do internetu jest bardzo zbliżone. Według danych Statcounter, internetu w komórce używa prawie 52 proc. użytkowników, a stacjonarnie – 44 proc. 

Jednak w wypadku Afryki czy Azji te dane bardzo się zmieniają. W Afryce 61 proc. użytkowników internetu używa telefonów, a w Indiach jest to prawie 80 procent! Według badania GSMA, w roku 2017 w regionie MENA (Middle East and North Africa) 63 proc. ludzi posiadało telefon komórkowy z dostępem do sieci. Afryka Subsaharyjska jest globalnie najmniej spenetrowanym przez mobilny internet rynkiem, a urządzenie pozwalające na mobilny dostęp do sieci i tak miało 43 proc. użytkowników.

Na oba rynki trzeba spojrzeć nieco inaczej – ale mają wspólne cechy. Przede wszystkim aplikacje tworzone pod te rynki powinny być lekkie i nie zużywać wielu danych, a także nie wymagać ciągłego połączenia z internetem. Niektóre aplikacje uzupełniają swoje internetowe funkcjonalności także obsługą SMS. Na przykład kenijska aplikacje M-Farm informuje rolników o aktualnych cenach produktów na giełdach spożywczych i umożliwia szybki kontakt ze sprzedawcami. Poza aplikacją mobilną i stroną internetową M-Farm oferuje też wysyłkę informacji przy użyciu wiadomości tekstowych.

Fintechy podbijają Afrykę

Kenia jest potęgą, jeśli chodzi o afrykańskie aplikacje mobilne. To stamtąd pochodzi M-Pesa, aplikacja mobilnych płatności. Obecnie należąca do Vodafone aplikacja jest dostępna w wielu krajach Afryki, ale także np. w Indiach, Afganistanie czy Rumunii. Wystarczy aktywować w niej konto, a następnie wpłacić na nie pieniądze. Można to zrobić w zasadzie w każdym współpracującym z M-Pesa kiosku czy sklepiku spożywczym. Za pomocą aplikacji można dokonywać płatności czy przelewów. W zasadzie działa jak aplikacja bankowa i system mobilnych płatności (typu Apple Pay) w jednym. Choć powstała przed większością znanych aplikacji płatności mobilnych, jeszcze w 2008 roku.

Czytaj także Afryka pionierem bankowości mobilnej. Geneza powstania oraz zakres działania m-pesy 

Dookoła M-Pesy powstał cały ekosystem innych aplikacji. Takim przykładem jest M-Pepea, aplikacja pozwalająca na pobieranie krótkoterminowych, awaryjnych pożyczek od pracodawcy. Jeśli zarówno on, jak i jego pracownicy zarejestrują się w aplikacji, wystarczy jedno kliknięcie albo wysyłka SMSa, żeby pieniądze zostały wpłacone na konto M-Pesa pracownika, a pożyczka ściągnięta z jego następnej pensji.

Z Afryką związani są też globalni gracze, tacy jak na przykład WorldRemit – firma zajmująca się przelewami międzynarodowymi, dokonywanymi za pomocą strony lub aplikacji. WorldRemit swoją ofertę kieruje przede wszystkim do migrantów – nie tylko z Afryki, ale także np. Indii czy Filipin. Założycielem brytyjskiego fintech’u – uchodzącego za najszybciej rosnącą spółką technologiczną w Wielkiej Brytanii – jest pochodzący z Somalii Ismail Ahmed, który przed założeniem firmy pracował dla ONZ w Nairobi i Dubaju. Na własnym przykładzie przekonał się, jak czasochłonna jest wysyłka zagraniczna pieniędzy tradycyjnymi metodami. Aplikacja pozwala na wykonanie przelewów do ponad 145 krajów, a na rynkach mniej ubankowionych pieniądze mogą trafić na konto M-Pesa lub konkurencyjnych systemów, czy nawet być dostarczone kurierem.

Bliski Wschód stoi geolokalizacją

Duża część popularnych na Bliskim Wschodzie aplikacji mobilnych to odpowiedniki znanych w Europie i USA rozwiązań. Souq.com to odpowiednik Amazon czy Alibaby, a Careem – Ubera. Jedną z popularniejszych aplikacji jest TaskSpotting – która pozwala na zlecanie i wykonywanie szybkich zleceń – trochę w sposób zbliżony do popularnego Fiverra, czy naszego polskiego TakeTask. Są to zadania w większości wymagające wyjścia z domu – zazwyczaj związane z badaniami rynku czy mystery shoppingiem. Aplikacja znajduje osobę, która obecnie przebywa np. najbliżej danego sklepu i wysyła mu zadanie, którym może być sprawdzenie, czy jakiś produkt jest na półkach i w jaki sposób są prezentowane. Wykonujący zadanie dostaje za jego wykonanie pieniądze, a dodatkowo punkty, podnoszące poziom w aplikacji – i pozwalające na wykonywanie większej liczby zadań.

Geolokalizacją posługuje się także Fetchr – uznany przez Forbes Middle East za najważniejszy arabski startup 2018 roku. Ta aplikacja może być porównana do Uber Eats, jednak ma dużo szerszy zakres zastosowań. Kurier może przewieźć dowolny przedmiot na miejsce, gdzie zlokalizowany jest telefon klienta (lub pod inny wyznaczony adres) czy nawet zrobić zakupy, zapłacić za nie i odebrać pieniądze przy dostawie. Działająca w Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej, Omanie, Egipcie i Jordanii aplikacja pomaga dostarczyć paczkę w miejsca, które nie mają formalnego adresu, a z drugiej strony nie wymaga podpisywania wielomiesięcznych umów z firmami kurierskimi.

Polskie warcaby globalnym hitem – dzięki Afryce

Zaskakująca może być obecność polskich podmiotów w zestawieniach najpopularniejszych aplikacji na rynkach rozwijających się. Jednym z nich jest aplikacja “Warcaby” (Draughts w wersji anglojęzycznej), stworzona przez Łukasza Oktabę. Chciał on mieć w portfolio samodzielnie stworzoną aplikację, którą mógłby pochwalić się na rozmowie rekrutacyjnej, a niespodziewanie przyniosła mu ona sukces – niemal 50 milionów pobrań w trzy lata i prawdopodobnie najczęściej pobierana polska gra mobilną.

– Programiści pakują do swoich gier coraz lepsze efekty, a to wymaga coraz lepszych smartfonów i szybkiego dostępu do internetu. W moim przypadku było odwrotnie. Na korzyść “Warcabów” zadziałał fakt, że ich pierwsze wersje były dość proste i nie miały właściwie żadnej grafiki. Aplikacja ważyła raptem 300 kilobajtów. Okazało się to ogromną zaletą w krajach, gdzie łącza są słabe, a smartfony raczej nie z górnej półki. Pierwszym krajem, gdzie gra zdobyła dużą popularność była Ghana. Posypało się stamtąd mnóstwo wysokich ocen i pozytywnych komentarzy w języku angielskim, co pozwoliło mi też zostać zauważonym przez Google – wspomina Łukasz, który właśnie uruchomił, także na rynki rozwijające, kolejną aplikację – Szachy (Chess). Jak dodaje, sukces na afrykańskich rynkach pozwolił mu na rozwój aplikacji i wprowadzanie kolejnych wersji językowych – takich jak na przykład rosyjska, która dała ponad 2 miliony dodatkowych użytkowników w 18-milionowym Kazachstanie.

Czy to właśnie proste i lekkie aplikacje, których można używać na słabszych telefonach, to obecnie klucz do globalnego sukcesu? Na pewno pozwalają na szybki start na niszowych rynkach arabskich i afrykańskich i być może takie rozwiązania umożliwią lokalnym graczom walkę z technologicznymi gigantami.

Autor

Paweł Chełchowski, agencja PR dla startupów Profeina

 

Komentarze:

Comments

comments