Dlaczego Clubhouse świata nie podbije

Kazimierz Piekarz

22-04-2021
Dlaczego Clubhouse świata nie podbije

Na hype wokół aplikacji Clubhouse wśród wyznawców Apple, pozostali patrzą tak z niedowierzaniem, jak z zaciekawieniem. Po tym jak apka szybko zdobyła elitarne grono fanów, teraz łapie groźną dla własnego istnienia zadyszkę.

Clubhouse jest aplikacją społecznościową przeznaczoną do rozmawiania na żywo (drop-in audio chat). Po zainstalowaniu można założyć sobie profil i rozmawiać z ludźmi z całego świata. Apka jest bezpłatna, jednak, aby dostać się do wirtualnego pokoju, w którym odbywa się rozmowa, konieczne jest zaproszenie. Nic dziwnego, że liczba pobrań nie powala na kolana – do tej pory aplikację pobrano 14,2 mln razy (App Annie; stan na dzień 14.04.2021), co daje jej dopiero 25. miejsce w kategorii Social Networking w sklepie Apple.

Od gigantów takich, jak Facebook, Instagram czy Twitter, pobranych setki milionów razy, dzieli ją kosmiczny dystans, ale siła aplikacji Clubhouse tkwi nie w liczbie użytkowników lecz w jakości i wartości ich profili. Są to ponoć użytkownicy zasobni finansowo, wpływowi i mocno zaangażowani w żywe rozmowy. I rzeczywiście, jak popatrzymy na uczestników audio chatów na żywo, spotkamy wśród nich takich tuzów biznesu jak Elon Musk – założyciel Tesli, Marc Zuckerberg – szef Facebooka czy Marc Andreessen – współzałożyciel znanego funduszu inwestycyjnego Andreessen Horowitz (inwestor w Airbnb, Foursquare czy w Robinhoodzie, w przeszłości – w Facebooku, Instagramie czy w Slacku).

O nieprzeciętnie dużym zaangażowaniu, cechującym użytkowników aplikacji Clubhouse, świadczy pół miliona wystawionych recenzji oraz bardzo wysoka ocena – aż 4,8 – w skali od 1 do 5. 

Fenomen Clubhouse

Serwis zadebiutował rok temu, w kwietniu 2020, a popularność zdobywa dzięki dwóm wyróżnikom – czynnikom wzrostu: 

– ograniczonej dostępności – wejście wyłącznie na zaproszenie i tylko dla użytkowników iPhone’ów,

– prostej funkcjonalności – prowadzenie konwersacji głosowych na żywo; tylko żywe rozmowy, zero pisania, zdjęć, filmów. 

Clubhouse jest nowością w socialu, ale nie jest pomysłem odkrywczym – tak, jak Instagram nie był nowatorskim serwisem do dzielenia się zdjęciami, a Quora nie było pierwszym forum internetowym. Fenomen Clubhouse polega na tym, że serwis umiejętnie “wstrzelił się” w potrzebny chwili – w pandemii gwałtownie zwiększyło się zainteresowanie treściami audio, o renesansie słowa mówionego było w tym felietonie. Zatęskniliśmy za rozmowami na żywo, konwersacje via Teams lub telefon nam spowszedniały. 

Pewna elitarność Clubhouse wynikająca z cech, o których mówię wcześniej (ograniczona dostępność i prosta funkcjonalność), nie potrwa długo. W ubiegłym tygodniu twórcy aplikacji zapowiedzieli, iż niebawem wypuszczą Clubhouse w wersji na Androida. Premiera jest możliwa już w przyszłym miesiącu – w maju 2021. 

Tymczasem gwiazda gaśnie

Wygląda na to, że Clubhouse dostaje zadyszki. W marcu br. aplikacja miała ponad 3 razy mniej pobrań niż w lutym, w marcu liczba pobrań wyniosła 2,7 mln, wobec 9,6 mln w lutym.

Przypuszczam, że aby pobudzić dynamikę wzrostu, twórcy apki chcą wypuścić wersję na Androida – dominujący globalnie system operacyjny na urządzeniach mobilnych. Z ich zapowiedzi wynika, że pojawi się w przeciągu kilku tygodni, czyli już w maju tego roku. Takie posunięcie z pewnością poszerzy grono potencjalnych użytkowników.

Niezależne uwarunkowania niezbyt sprzyjają aplikacji. Na świecie, w tym w USA, gdzie aplikacja ma gro użytkowników, ograniczenia pandemiczne są znoszone, a ludzie rezygnują z rozwiązań zdalnych na rzecz spotkań i rozmów twarzą w twarz. Bije ostatni dzwonek na załapanie się na falę zwiększonego zainteresowania treściami głosowymi. Gdy fala opadnie, wykorzystanie treści audio może być wyższe niż przed Covidem-19. 

Dodatkowo decyzję o premierze wersji na Androida mogły przyspieszyć poczynania konkurentów. 

Konkurencja nie śpi

Napływają wieści o wyścigu na podobne aplikacje od innych firm. W sukcesie Clubhouse inne serwisy socialowe wypatrzyły szansę na rozwój. Dzieje się tu naprawdę dużo i w zawrotnym tempie: 

– oto Twitter wypuścił swój drop-in audio chat o nazwie Spaces – na Androida i iOS, bez ograniczenia liczby użytkowników (Clubhouse limituje liczbę uczestników), w Spaces występują jednak problemy techniczne, aplikacja działa więc ze zmiennym powodzeniem; 

– Facebook w fazie beta testuje Hotline – czat głosowy, który może być wzbogacony o multimedia; 

– w końcu marca br. Spotify kupiło Locker Room – audio chat poświęcony wydarzeniom sportowym, a wkrótce także muzyce i popkulturze; 

czaty głosowe są też dostępne w komunikatorze Telegram – z nieograniczoną liczbą uczestników i nagrywaniem (w Clubhouse nie można nagrywać). 

Clubhouse w komunikacji marketingowej

O stosowaniu w komunikacji marketingowej wolałbym mówić wtedy, gdy Clubhouse ukształtuje swoją finalną postać. Na razie wykorzystanie apki w komunikacji marek jest ograniczone, szczególnie w Polsce. 

Poczekamy, zobaczymy, wątpię jednak, żeby Clubhouse przetrwał jako samodzielna aplikacja. Czaty typu drop-in audio staną się raczej częścią istniejących platform społecznościowych, jak na przykład mesendżery lub “Stories”, które wzbogaciły funkcjonalności Facebooka, a nawet Linkedina. Wzrostowi aplikacji nie sprzyja też wychodzenie z pandemii i długo oczekiwany powrót do bezpośrednich interakcji na żywo między ludźmi. Przede wszystkim jednak aplikacji brakuje monetyzacji. OK, jest bezpłatna, ale nie ma darmowych lunchów. 

Jasne, że mogę się mylić w przewidywaniach, a jak będzie, okaże się za rok, dwa, albo znacznie szybciej, gdyż od kilku dni amerykańskie media mówią o zainteresowaniu Clubhousem ze strony Twittera. 

Nie posiadający głośnych przejęć na swoim koncie Twitter może być najmocniej zdeterminowany, żeby przejąć Clubhouse, który mu dobrze pasuje jako brakujący element większej całości.

 

Komentarze:

Comments

comments